Moja przygoda z GIST zaczęła się we wrześniu 2015 roku. Pierwszymi objawami choroby były zaparcia i krew w stolcu. Na początku były niewielkie, później coraz bardziej intensywne. Był taki okres, że każda wizyta w toalecie kończyła się kałużą krwi. Z tymi objawami trafiłem do szpitala w Wadowicach. Tam zrobili mi TK i pobrali wycinki guza, przez rektoskopie. Tomografia pokazała guza o wymiarach 12 x 11 x 13 cm. Lekarz z Wadowicach skierował mnie na oddział urologii do Suchej. Tam zrobili mi kolejny komplet badań oraz pobrali wycinki guza – tym razem przez kolonoskopię. Wynik wskazywał na GIST zrębu odbytu. Lokalizacja guza jest tak problematyczna, że właściwie nie wiadomo z czego się wywodzi.
Diagnoza tak mnie zaskoczyła, że nie wiedziałem co mam ze sobą robić. Moja psychika siadła całkowicie. Krótko mówiąc śmierć zagląda mi głęboko w oczy, zwłaszcza, że uciążliwe objawy wciąż się nasilały . Dowiedziałem się, że takie nowotwory leczą specjaliści na Czerwonej Chirurgii w Krakowie. Postarałem się o kartę DILO (karta Diagnostyki I Leczenia Onkologicznego), skierowanie i pojechałem. Na izbie przyjęć dowiedziałem się, że guz w obecnym stanie jest nieoperacyjny. Wtedy zaczęła się moja walka o Glivec. To była moja jedyna szansa na życie! Jestem człowiekiem bardzo wierzącym i wiem, że to tylko Pan Bóg MNIE zaprowadził do ludzi, którzy postawili prawidłową diagnozę i dali Glivec. W moim przypadku ten lek jest zbawieniem. Dostałem go już po dwóch tygodniach i wtedy zaczęła się moja przygoda, która trwa do dziś. Po 14 miesiącach zażywania Glivec mój GIST zmniejszył się o dwie trzecie i na razie jego rozmiar się nie zmienia. Teraz jest stabilnie. Najlepiej by było, gdyby guz zniknął całkowicie, ale to chyba nie możliwe.
W mojej walce z GIST nie poradziłbym sobie bez moich przyjaciół ze Stowarzyszenia Chorych na GIST. Wsparcie jakim się obdarzamy to coś pięknego. Ci ludzie pomogli mi pozbierać się na początku mojej choroby i naprawić moją zrujnowana psychikę. Glivec ma mnóstwo uciążliwych skutków ubocznych, z którymi trzeba sobie jakoś radzić. Wymiana doświadczeń z bardziej doświadczonymi pacjentami jest bezcenna. Rozmawiamy nie tylko o chorobie, ale również o radościach dnia codziennego, którymi chcemy się podzielić. Kocham Was za to! Na tym kończę, ale moja przygoda z GIST nadal trwa. Nie wiem jakie scenariusze Pan Bóg dla mnie przewidział, ale ja na pewno nie dam się pokonać tej chorobie!